Odnalezieni po latach

Za pośrednictwem mojego znajomego ze studiów podyplomowych z genealogii François Guillona otrzymałem zlecenie od francuskiej firmy genealogicznej KLR Généalogistes Associés na odnalezienie danych polskich przodków ich klientki oraz kontaktu do żyjących w naszym kraju jej bliskich krewnych.

Wynik tych poszukiwań przerósł wszelkie oczekiwania.

W skrócie – klientka jest wnuczką Polaka, który w czasie II wojny światowej został wcielony do Wehrmachtu. Był ze Śląska Cieszyńskiego, a więc nie było to niczym nadzwyczajnym. Człowiek ten, jeszcze w czasie wojny gdy przebywał na terenie Niemiec, został ojcem dziecka. Gdy wojna się skończyła wrócił do Polski, ożenił się i prawdopodobnie nigdy już nie miał ze swoim dzieckiem kontaktu.

W Polsce urodziło mu się kilkoro dzieci. Nie dożył bardzo sędziwego wieku – zmarł w wieku 70-ciu lat. Dzięki podjętym przeze mnie już klika miesięcy temu działaniom udało się odnaleźć jego grób. Znajduje się on na cmentarzu w Lesznej Górnej.

25 października, ponieważ zbliża się uroczystość Wszystkich Świętych, miałem po prostu zostawić list na nagrobku dziadka klientki, a następnie pojechać do Urzędu Gminy w Goleszowie celem uzyskania jego koperty dowodowej. Ostatecznie jednak odnalazłem… żyjących potomków dziadka klientki.

A stało się to tak: wyjeżdżając z Bielska-Białej wpisałem w nawigację cmentarz komunalny w Lesznej Górnej. Po kilkudziesięciu minutach dotarłem na miejsce. Okazało się, iż nie jest to poszukiwany przeze mnie cmentarz – trafiłem na małą nekropolię przy kościele rzymskokatolickim. Zrobiłem parę zdjęć starszych nagrobków i wróciłem w dół wsi, gdzie znajdował się drugi cmentarz. Po dotarciu na miejsce i przekroczeniu bramy wszystko wydało mi się nie pasować do cmentarza, którego szukałem. Cmentarz na którym byłem zdawał się o wiele za mały. Tak więc szybko go opuściłem. Próbowałem połączyć się z internetem, ale nie było zasięgu. Pojechałem więc w stronę Goleszowa. Gdy już złapałem internet sprawdziłem jeszcze raz wyszukiwarkę grobów. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, iż ten mały cmentarz komunalny był właściwy. Musiałem wracać.

Tym razem dość szybko odnalazłem nagrobek i po prostu zostawiłem list od klientki pod jedną z doniczek. W duchu powiedziałem: św. Antoni pomóż (Św. Antoni to patron od osób i rzeczy zagubionych). Wyszedłem z cmentarza. Jakieś 100 metrów dalej dostrzegłem polsko-czeską granicę. Uznałem, iż warto ją, choćby symbolicznie, przekroczyć. Zatrzymałem się zaraz za granicą. Zrobiłem kilka zdjęć i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem. Tknęło mnie, aby jeszcze pozostać na terenie Czech (Zaolzia) i zobaczyć tam jakiś cmentarz. Pojechałem w stronę Trzyńca. Zatrzymałem się jakieś 400 metrów od granicy przy cmentarzu ewangelickim w… Lesznej Górnej (część tej wsi znajduje się w Czechach, a część w Polsce). Idąc po tym cmentarzu robiłem zdjęcia nagrobkom, zwłaszcza tym, na których były polskie napisy.

Zbliżając się na końca cmentarza dostrzegłem starszą kobietę. Zacząłem z nią rozmawiać. Była oczywiście Polką (Polacy stanowią tu chyba nadal większość mieszkańców). Co jednak ciekawe pochodziła z „polskiej” części Lesznej Górnej. Powiedziałem po co tu jestem i kogo szukam. Powiedziała mi, że zna potomków dziadka klientki i wie, gdzie mieszkają. Pojechałem w to miejsce. Za trzecim razem trafiłem do właściwego domu. Odnalazłem wujka klientki. Później dojechał jego brat (a więc kolejny wujek). Byli oczywiście zaskoczeni. Wymieniliśmy się informacjami, przekazałem im kontakt do klientki. Co jednak najlepsze, sami wspominali, że w tym roku zaczęli myśleć o tym, żeby odnaleźć ich przyrodnią siostrę i jej potomków. Nigdy wcześniej o tym nawet nie rozmawiali… Szukali, ale błędnie przyjęli, że będą oni mieszkać w Niemczech i tam skierowali swoją uwagę.

Już się jednak odnaleźli. Moim zdaniem trudno byłoby przyjąć, iż odbyło się to bez ingerencji „z Góry”.

[Poniżej zdjęcia z polsko-czeskiej granicy w Lesznej Górnej]

Trojaczki x 2, bliźniaki x3

Trojaczki, a po nich bliźniaki.

Raz na 6500 porodów rodzą się trojaczki. Taka nietypowa sytuacja miała miejsce także w rodzinie, którą obecnie badam.
Dnia 1 marca 1767 roku w Kuźnicy (parafia Rudniki, historyczna ziemia wieluńska) żona Sebastiana Pradelskiego Gertruda z domu Partyczak urodziła córkę Gertrudę, syna Kazimierza oraz córkę Franciszkę. Dzieci ochrzczono tego samego dnia. Każde miało osobną parę rodziców chrzestnych. Niestety, już pięć dni później, a więc szóstego marca 1767 roku, zmarł Kazimierz i jego siostra Gertruda. 23 października następnego roku zmarła z kolei Franciszka.

Sebastian i Gertruda mieli przynajmniej ośmioro dzieci. Po śmierci Gertrudy Sebastian wstąpił w związek małżeński z Jadwigą z domu Majcher i miał z nią jeszcze piątkę dzieci. Wśród nich pojawiły się bliźniaki – Grzegorz i Franciszka, które urodziły się 10 marca 1779 roku. Grzegorz niestety zmarł 18 maja 1779 roku.

Sebastian był ojcem trzynaściorga dzieci, które na świat przyszły dzięki dziesięciu porodom.

Co także wyjątkowo ciekawe, jedna z córek Sebastiana również miała trojaczki i dwa razy bliźniaki. W sumie urodziła aż 15 dzieci(!).

Załączam metrykę chrztu wspomnianych trojaczków i bliźniaków (dzieci Sebastiana)

Przydrożny krzyż w Kamienicy

Znajdujący się w Bielskiej Kamienicy (niedaleko lotniska na Aleksandrowicach) krzyż przydrożny. Nic nie wiem na temat jego historii, ale z napisów na nim wynika, iż jest z 1850 roku(!).

Bardzo ciekawe jest to, że napisy na krzyżu są w języku polskim, a przecież dawna wieś Kamienica stanowiła część bielsko-bialskiej niemieckiej wyspy językowej. W 1900 roku 85,9% jej mieszkańców było niemieckojęzycznych (polskojęzyczni mieszkańcy stanowili 12,7%).

Zdjęcia wykonałem w drugiej połowie marca.

Napis na krzyżu:
IHS
Fundator
Jan i Zuzanna Szczypka
1850.
Żądają się przechodzący o nabożny pacierz
za Dusze w Czyściu (?).

Polsko-Amerykańska współpraca genealogiczna

W dniach 26-27 września bieżącego roku miałem zaszczyt i przyjemność wspomagać w badaniach genealogiczno-biograficznych Pana prof. Roba Franciosi z Grand Valley State University (USA). W ramach swojej działalności badawczej prowadzi on m.in. studia nad literaturą, a także badania nad Holokaustem.
W związku ze swoimi zainteresowaniami badawczymi prof. Franciosi przebywa aktualnie w Europie i wraz z małżonką podróżuje śladami Freidy i Samuela Goldstein starając się zebrać jak najwięcej informacji o ich życiu. Goldsteinowie byli żydowską rodziną z Oświęcimia w którym mieszkali do około 1920 roku, po czym wyemigrowali do Berlina. Samuel przed wybuchem II wojny światowej zdążył jeszcze uciec do Wielkiej Brytanii, jego matce, Freidzie, się to niestety nie udało i została zamordowana przez Niemców w 1942 roku.
W ramach naszej współpracy odwiedziłem z prof. Franciosi Urząd Stanu Cywilnego w Oświęcimiu, gdzie odnaleźliśmy akt urodzenia Samuela oraz akt urodzenia jego brata. Próbowaliśmy także ustalić miejsce w którym mieszkali Goldsteinowie (w Urzędzie Miejskim skierowano nas w tym celu do Muzeum na Zamku w Oświęcimiu). Następnego dnia spędziliśmy kilka godzin przeglądając szereg materiałów w Archiwum Państwowym w Katowicach oddział w Bielsku-Białej. Kwerenda była dość owocna i znacząco poszerzyła nasz zakres wiedzy o tej rodzinie.
Po wizycie w Archiwum zabrałem małżeństwo Franciosi na cmentarz żydowski w Bielsku-Białej Aleksandrowicach. Miejsce to jest dość charakterystyczne na mapie cmentarzy żydowskich w Polsce, gdyż jest to cmentarz cały czas czynny (służy Gminie Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej). Znajduje się tu szereg nagrobków osób zasłużonych dla Bielska, Białej i regionu.
Później udaliśmy się do gmachu Bielskiej Szkoły Przemysłowej w murach której w latach 1914-1919 prawdopodobnie kształcił się Samuel Goldstein (prawdopodobnie, gdyż listy uczniów z tych lat nie zachowały się i będę jeszcze próbował to potwierdzić). Państwo Franciosi mieli także możliwość obejrzeć wiele zabytków Bielska i Białej z zaskoczeniem odkrywając, iż miastem partnerskim grodu nad Białką jest miasto Grand Rapids w USA z którym są blisko związani.
Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie trwała nadal.

Rejent wśród krewnych

Niedawno pisałem o krewnym księdzu – dziś parę słów o innej postaci z tego samego rodu (Lipińscy z Lipin herbu Gozdawa).
Rejent powiatu łosickiego – Feliks (Antoni Feliks) Lipiński.
Urodził się około 1786 roku jako syn Szymona Lipińskiego (ur. ~ 1756, zm. 05. 01. 1824) i Domicelli ze Skolimowskich (zm. przed 1824). W 1826 roku w Łukowie wstąpił w związek małżeński z Antoniną z Wiśnickich. Mieli na pewno jednego syna Romualda (zm. 30. 12. 1831 w wieku 1 roku).
Niestety funkcję rejenta powiatu łosickiego Feliks pełnił przez niecały rok. Występuje w tej funkcji w 1831 roku. W tym samym roku, 23 lipca umiera. Parę miesięcy później umiera jego syn (o czym już wspominałem powyżej).
W Archiwum Państwowym w Lublinie oddział w Radzyniu Podlaskim znajduje się zespół archiwalny o nazwie Akta notariusza Feliksa Lipińskiego w Łosicach. Niestety jeszcze nie jest zdigitalizowany.
Feliks był bratem mojego prapraprapradziadka Józefa (Grzegorza Józefa) Lipińskiego (ur. ~ 1801, zm. 15. 11. 1880). W moim drzewie genealogicznym Lipińscy z Lipin są nadreprezentowani. Byli przodkami mojej prababci Jadwigi (ur. 02. 06. 1917, zm. 22. 07. 1993) tak po ojcu, jak po matce. Dodatkowo we wcześniejszych liniach także często się pojawiają (w pokoleniu pradziadków Jadwigi Lipińscy występują aż 4 razy, a więc wśród połowy jej przodków). Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś dokładnie opracować i opublikować genealogię i historię tego rodu.

Ksiądz wśród krewnych

Niedawno odnalazłem pierwszego duchownego wśród krewnych.
Śp. ks. Stanisław Lipiński (ur. 03. 02. 1830, zm. 09. 03. 1870).
Proboszcz parafii w Terespolu.
Był bratem mojego praprapradziadka Joachima Lipińskiego (1841-1905).
Urodził się – i co ciekawe również zmarł – we wsi Lipiny należącej do parafii Przesmyki. Wieś Lipiny to gniazdo rodowe Lipińskich herbu Gozdawa.
Zgon księdza Stanisława zgłosił jego własny ojciec Józef (Grzegorz Józef) Lipiński. Matką księdza była Domicela z Lipińskich Lipińska.
Od administratora facebookowego profilu Prochownia Terespol uzyskałem ciekawe informacje o ks. Stanisławie:

Był pierwszym proboszczem po kasacie dominikanów. Objął parafię w Terespolu w 1865 r. i pracował tu do swojej śmierci 22 sierpnia 1870 r. Więcej informacji nie mamy poza tym że mieszkał w strasznych warunkach gdyż miasto było rozebrane pod twierdze Brzeska i nie było wybudowanego jeszcze domu dla księdza i mieszkał w zawilgoconej kaplicy. (…)
W Terespolu nie ma napewno (jego grobu).

Poniżej tłumaczenie (z języka rosyjskiego) aktu zgonu ks. Stanisława Lipińskiego:
Nr 24
Lipiny
Ksiądz Stanisław Lipiński
Działo się we wsi Przesmyki, 26 lutego/10 marca 1870 roku, o godzinie 3 po południu.
Stawili się: Józef Lipiński, 70 lat i Tomasz Lipiński, 50 lat mający, obaj właściciele cząstkowi, zamieszkali we wsi Lipiny i oświadczyli, że wczorajszego dnia w Lipinach, o godzinie 5 po południu, zmarł ksiądz Stanisław Lipiński, administrator parafii Terespol, lat 40 mający, syn wyżej wymienionego Józefa i Dominiceli, małżonków Lipińskich, urodzony i zamieszkały we wsi Lipiny.
Po przekonaniu się naocznie o zejściu księdza Stanisława Lipińskiego akt ten stawającym odczytano i przez nas tylko podpisany został, ponieważ stawający byli niepiśmienni.
Ks. Prokop Jarocki, administrator parafii Przesmyki.

Prelekcja w Czańcu

Siódmego lutego – na zaproszenie fundacji Wierna i Niepodległa – w czanieckim Domu Kultury wystąpiłem z prelekcją zatytułowaną „Skąd nasz ród czyli podstawy genealogii”.

W czasie trwającego niecałe dwie godziny spotkania mówiłem o tym, czym jest genealogia, jak prowadzić własne badania, a także jakich błędów unikać. Uczestnicy mieli możliwość zapoznać się ze specyfiką badań na terenie dawnej Galicji (w jej obecnie polskiej części), a także obejrzeć wiele dokumentów zgromadzonych przeze mnie w czasie jego badań.
Warto znać i badać swoją genealogię, gdyż dzięki niej możemy jeszcze mocniej zakorzenić się w swojej małej i wielkiej ojczyźnie.

Genealogia. Teoria i Praktyka

Niedawno odebrałem świadectwo ukończenia studiów podyplomowych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie na kierunku Genealogia. Teoria i praktyka.
To pierwsze takie studia w naszym kraju, a ja sam mam szczęście być w pierwszym roczniku, który je ukończył (2020/2021).
Przedmiotem mojej pracy dyplomowej był numerowany w systemie Sosy–Kekulégo/Stradonitza wywód przodków moich dzieci. Udało mi się ustalić 302 antenatów moich potomków, którzy żyli na przełomie czterech ostatnich wieków.

Dawne imiona

Szukając przodków zdarza się nam czasem trafić na jakieś ciekawe lub po prostu bardzo rzadkie imię. Niedawno wśród przodków żony znalazłem… Baltazara. Wśród przodków znalazłem też Kacpra. Okazuje się, że imiona Trzech Króli były dość często nadawane dzieciom, które rodziły się w okolicy tego święta.

Baltazar Jaroszek urodził się w Gnojniku (Małopolska) około 1781 roku. 19 maja 1806 roku wstąpił tu w związek małżeński z Katarzyną Machał. Miał przynajmniej trójkę dzieci; zmarł 14 czerwca 1851 roku w Gnojniku. Żył około 70 lat, a więc dość sporo jak na ówczesne standardy. Był rolnikiem.

Genealogia jest pełna niespodzianek.

(załączam akt ślubu i akt zgonu Baltazara)

Paweł Korzondkowski

Niemieccy osadnicy na Żywiecczyźnie

10 września udałem się na Żywiecczyznę – oczywiście w celu poszukiwań genealogicznych. Odwiedziłem dwie parafie z terenu, który kiedyś podlegał pod parafię w Jeleśni. Poszukiwania były dość udane. Odwiedziłem także samą Jeleśnię i przykościelny cmentarz, na którym znajdują się ciekawe, bardzo stare nagrobki (zdjęcia poniżej).

Mało kto wie, że w tej okolicy w 2 połowie XIX wieku osiedliło się trochę niemieckich osadników z Moraw oraz Dolnego Śląska. Ich potomkowie cały czas mieszkają w naszym regionie, a mój obecny klient jest potomkiem właśnie tych osadników.

W zarysie historii tych stron możemy przeczytać:

W II połowie XIX wieku Jeleśnia jest świadkiem dwóch poważnych wydarzeń zmieniających dotąd jednorodne narodowo oblicze wsi i okolicy. Właściciele dóbr żywieckich do pracy w lesie sprowadzają rzekomo bardziej fachowe siły jakimi są koloniści ściągnięci z Czech, Austrii i Niemiec. Dla nich administracja dóbr Habsburgów buduje całe osiedla domów, które do naszych czasów przetrwały w nazwie przysiółków jako Kolonia, np. Sopotnia Kolonia.
Źródło:
Paweł Korzondkowski